Skuteczny trening i kilka słów o nordic walking - wywiad z Grzegorzem Nakoniecznym
Nasz rozmówca jest trenerem i zawodnikiem Ekspedycja Nordic Team Szczecin, ma przy tym niesamowicie dużo do powiedzenia na temat trenowania, startowania, sędziowania i bycia dobrym instruktorem. Trafiliśmy na bardzo podatny grunt pod rozmowę i oto prezentujemy treściwy i bardzo ciekawy wywiad z Grzegorzem Nakoniecznym.
Adrian Sosnowski: Powiedz mi, jak to się stało, że trener siatkówki i lekkoatletyki, który z zawodu jest wuefistą, trafił na nordic walking? Jestem pewien, że u ciebie na studiach nie wspominano o tej aktywności.
Grzegorz Nakonieczny: Sport to od dziecka moja pasja. Choć byłem zawsze najmniejszy w klasie, to dominowałem nad kolegami pod względem sprawności fizycznej. To był przyczynek do tego, że zacząłem się zajmować różnego rodzaju aktywnościami fizycznymi. Dorastałem w latach 80., w czasach, gdy każdą wolną chwilę spędzało się na dworze. W piłkę graliśmy na boiskach przez nas zrobionych, na łyżwach jeździliśmy po polach, które jesienią były zalane wodą, na rowerach ścigaliśmy się w „wyścigu pokoju” a pierwsze siłownie stanowiły sztangi zrobione z rury i puszek po farbie zalanych cementem. To wszystko powodowało, że mimo ciężkich czasów byliśmy bardzo sprawnym pokoleniem. Dosyć szybko odkryłem, że dominuję nad kolegami szybkością i sprytem, co uwidaczniało się np. w zapasach, gdzie wygrywałem z dużo większymi i silniejszymi kolegami. Pod koniec szkoły podstawowej zainteresowałem się siatkówką i lekkoatletyką. Wtedy zacząłem trenować obie dyscypliny. W liceum były to już regularne, równoległe treningi, ciągłe wyjazdy na zawody czy to siatkarskie czy lekkoatletyczne. Bardzo dużą inspiracją dla mnie i wzorem nauczyciela – trenera, który wywarł na mnie i na moją przyszłość ogromny wpływ, był właśnie mój nauczyciel wf i trener – Janusz Przybysz, którego bardzo serdecznie pozdrawiam. To dzięki niemu kilkoro osób z mojej klasy zaczęło studiować wychowanie fizyczne aby stać się kimś podobnym do niego.
Studiowałem na początku lat dziewięćdziesiątych więc siłą rzeczy nie mogliśmy słyszeć o nordic walkingu. Lekkoatletykę porzuciłem dla judo, które w klubie akademickim uprawiałem jeszcze po studiach. Niestety pod koniec studiów po raz pierwszy nabawiłem się rwy kulszowej, będącej wynikiem ciężkich treningów lekkoatletycznych i tych czysto siłowych, bo siłownie wtedy zaczęły się pojawiać a nie każdy wiedział, jak ćwiczyć, żeby sobie nie zrobić krzywdy. Po studiach rozpocząłem pracę w szkole jako nauczyciel a w międzyczasie ukończyłem studia trenerskie z siatkówki i lekkoatletyki. Przez szereg lat byłem również trenerem drużyny siatkarskiej dziewcząt, odnosząc wiele sukcesów. I tu w wieku 33 lat przytrafia się rwa kulszowa drugi raz, co w konsekwencji prowadzi do wielomiesięcznego zmagania się z dolegliwością i zmiany stylu życia. Od tamtego czasu właściwie mogę powiedzieć, że ze sportem miałem niewiele wspólnego. Poza tym, zmieniłem charakter pracy, odszedłem ze szkoły, gdzie jeszcze pograłem w kosza, siatkę czy poruszałem się w inny sposób, na rzecz pracy bardziej za biurkiem i kierownicą samochodu. W okolicach 40. poczułem, jak bardzo moja forma spadła, wytrzymałość ogólna stała się niewielka, siła daleka od tego, co było jeszcze kilka lat temu, a najgorszy był widoczny przyrost centymetrów w pasie. To był moment zwrotny, gdzie miałem dwa wyjścia – albo nic nie zmieniać i powoli stawać się takim „couch potato”, albo zacząć coś ze sobą robić, by powrócić do formy. Zaczęło mnie nosić, szukałem jakichś form ruchu, gdzie mógłbym się wyładować. Początkowo myślałem o cross ficie, ale przy moim stanie kręgosłupa zrezygnowałem na rzecz kalisteniki, czyli ćwiczeń z masą ciała. To była forma, która bardzo przypadła mi do gustu, bo zawsze ćwiczenia na drążku czy poręczach były moimi ulubionymi, oczywiście wcześniej nie wiedzieliśmy, że to się nazywa kalistenika. I tu wkracza nordic walking, z którym pierwszy raz spotkałem się jakieś 10 lat temu. Pomyślałem, że byłaby to fajna forma dopełnienia moich treningów kalistenicznych, jako trening redukujący tkankę tłuszczową. W założeniach miały to być 2 – 3 treningi w tygodniu. Tylko był problem, bo nie bardzo wiedziałem, na czym polega właściwie nordic walking. Na szczęście w internecie jest wszystko, więc zacząłem analizować technikę, sprzęt, wpływ na nasze zdrowie i formę.
Poszedłem na dwa spacery i już wiedziałem, że to jest to, czym chciałbym się zająć. Biegać nie mogłem, ale chodzić jak najbardziej.
AS: i… zostałeś instruktorem. Od razu zacząłeś działać i nauczać? Tak powstała Ekspedycja NW Szczecin?
GN: Tak, postanowiłem, że zajmę się nordic walkingiem na poważnie. Znalazłem informację, że w Szczecinie będzie organizowany kurs instruktorski, i wspólnie z koleżanką Beatą Gabert zgłosiliśmy się na zajęcia szkoły nordic walking LEKI. O ile dobrze pamiętam, kurs zrobiliśmy wiosną i właściwie do następnej wiosny chodziliśmy we dwójkę. W międzyczasie niestety zerwałem sobie mięsień dwugłowy ramienia i musiałem przerwać ćwiczenia kalisteniczne. Ale stało się coś bardzo dziwnego, coraz częściej myślałem o kijach, o treningu, o tym kiedy znowu pójdę na spacer. Więc szukałem możliwości wyjścia na trening już 4 – 5 razy w tygodniu. Pierwsze szkolenia zaczęły się dość szybko, bo informację o tym umieściłem na swojej stronie internetowej. Prowadzę Centrum Aktywnego Wypoczynku Ekspedycja, a szkolenia nordic walking stały się kolejnym elementem naszych działań (Ekspedycja to także szkolenia grupowe na poziomie początkującym i średniozaawansowanym, dla osób z nadwagą i dla kobiet w ciaży, warsztaty, wykłady i eventy NW dla firm i instytucji).
Jestem belfrem z powołania i szkolenie ludzi również w innych dziedzinach sprawia mi ogromną przyjemność. Tu się realizuję, oddaję bez pamięci.
Na tym etapie nie było jeszcze mowy o ściganiu się i tworzeniu drużyny. Nie miałem jeszcze pojęcia, że w nordic walking organizowane są jakieś zawody. Gdzieś przypadkowo trafiłem na wyniki jednej z edycji Pucharu Bałtyku i zdałem sobie sprawę, że są to regularne zawody sportowe na wysokim poziomie. We mnie rywalizacja była od zawsze, nawet jak jeździłem rowerem do pracy, to najczęściej ścigałem się z tramwajami czy autobusami. Dlaczego więc nie miałbym się zacząć ścigać w chodzie z kijkami. Tym bardziej, że w wieku 17 lat, kilka razy przeszedłem 5 km poniżej 30 min. Ale z tamtej formy niestety już nic nie pozostało, więc miałem obawy jak wypadnę. Pierwszym sprawdzianem był marsz rekreacyjny w Szczecinie, bez miejsc, bez pucharów i pomiaru czasu, ale z ogromna liczbą zawodników, bo ponad 600. Ale jak to bywa na takich imprezach, cześć osób zaczęła rywalizować ze sobą, więc i ja się do tego dołączyłem :-). Przyszedłem na drugim miejscu, ale trochę zniesmaczony bo widziałem, jaką techniką szedł zwycięzca. Od tego momentu wpadłem w sidła nordica na całego. Potem były jeszcze dwie lokalne imprezy gdzie stawałem na podium i przyszedł czas na konfrontację z najlepszymi – Puchar Pomorza w Czaplinku w 2015 r. Tu zderzyłem się ze ścianą, bo chcąc dorównać na początku najlepszym (Olgierd Depka–Prądzyński, Sławek Bogacki i inni), zakwasiłem się przeokropnie, i człapałem jak kaczka, tracąc do zwycięzcy ok 8 min. Mimo wszystko udało się zająć 3 miejsce w kategorii. To był moment, gdzie powiedziałem sobie, że nigdy więcej nie przegram tak sromotnie. Postanowiłem, że będę trenował właśnie nordic walking, aby w przyszłości walczył o najwyższe laury. W międzyczasie w kontaktach zawodowych zgadałem się z Kasią Paliwodą na tematy kijów. Okazało się, że była żywo zainteresowana rozpoczęciem przygody z nordic walkingiem. Po pierwszych zajęciach zauroczyła się nim, mimo że do tej pory największą jej miłością były ćwiczenia Ewy Chodakowskiej. Ale już wtedy było widać, że ma dużo siły i bardzo się angażuje w treningi. Dlatego wspólnie wystąpiliśmy w lipcu w Biegu Dzika w Policach, gdzie cała nasza trójka stanęła na podium. Po tych zawodach zaczęliśmy myśleć o tym, gdzie będą kolejne, gdzie będziemy mogli pojechać i rywalizować. Padła propozycja, że może stworzymy drużynę, że zrobimy koszulki, że będziemy widoczni i rozpoznawalni. Nazwa Ekspedycja Nordic Team Szczecin właściwie powstała spontanicznie. Nordic teamów było już w Polsce co najmniej kilkanaście ale nam to nie przeszkadzało. Tu powstało poletko dla mnie, czyli praca trenerska.
AS: Jaką formułę ma Twój klub? Chodzi tylko i wspólną identyfikację czy też trenujecie razem?
GN: Od samego początku ustaliliśmy zasady, wszystkim nam zależy aby intensywnie trenować i zajmować jak najlepsze miejsca na zawodach. Ja ustalam plan treningowy i wszyscy go realizujemy bez szemrania ;-). Nie ma taryfy ulgowej. Obecnie w Szczecinie jest nas sześć osób. Poza Beatą i Kasią jest jeszcze Gosia Szymska oraz Ula i Lechu Golusowie. Dodatkowo zasilają nas osoby spoza Szczecina – Magda Żołno oraz Janusz Cetera. Na treningach spotykamy się razem trzy razy w tygodniu, pozostałe dni każdy ma rozpisane i realizuje zadania indywidualnie. To, że występujemy pod wspólnym szyldem bardzo mocno wpłynęło na nasz wizerunek. Już w ubiegłym sezonie byliśmy mocno rozpoznawalni, przynajmniej w północnej Polsce. Nasz fanpage lajkują osoby z całego kraju. Wpływ na to ma również fakt, że właściwie na każdej imprezie zajmujemy miejsca na podium, widać nas nie tylko w naszym regionie ale tez przy okazji imprez o charakterze ogólnopolskim lub europejskim.
AS: Stworzenie zgranej grupy to nie lada wyzwanie. Szkolenia indywidualne i samo uczenie ludzi techniki to zupełnie inna sprawa niż prowadzenie regularnych zajęć z doświadczonymi kijkarzami.
GN: Praca instruktora i trenera to dwie różne rzeczy. Aby w nordic walkingu zacząć odnosić sukcesy, nie wystarczy regularne chodzenie techniką fit. Potrzebny jest dobrze stworzony plan treningowy, tak samo jak w biegach, w triathlonie czy kolarstwie. Gdy chcesz przygotowywać się np. do maratonu, to w Internecie znajdziesz stos przeróżnych programów treningowych na każdym poziomie zaawansowania. Nie ma z tym najmniejszego problemu. Tak samo jest z innymi dyscyplinami. Nordic walking jest stosunkowo młodą dyscypliną, co powoduje, że takich gotowych planów na poziomie zaawansowanym nie znajdziemy. A praca trenerska to też samodzielne studiowanie i dokształcanie się przez cały czas. Nie znajdziemy więc stosownej literatury, traktującej o kompleksowym treningu walkera na poziomie mistrzowskim. Dlatego szperam, studiuję dostępne publikacje, podglądam, szukam w pozycjach zagranicznych, analizuję, wyciągam wnioski, sprawdzam i próbuję różności. Dodatkowo okres przygotowawczy rozpoczynamy kompleksowymi badaniami wydolnościowymi, wiemy, gdzie są nasze silne i słabe strony oraz monitorujemy nasze postępy. Na tej podstawie układam całoroczny plan treningowy bardzo mocno osadzony w nordic walkingu. Myślę, że w tym roku nasz trening jest ułożony bardzo optymalnie, widać to już po pierwszych startach w tym roku. Każdy nasz zawodnik zrobił ogromny progres, choć to dopiero okres przygotowawczy. Oczywiście jest wiele osób w Polsce, które trenują nordic od wielu lat i każda z nich ma już swój wypracowany schemat treningu.
W założeniach ogólnych trening nie różni się specjalnie od np. treningu biegowego – tak samo musimy zacząć od odpowiedniej periodyzacji szkolenia. Tak samo występują trzy podstawowe zdolności treningowe – siła, szybkość, wytrzymałość, które należy rozwijać w pierwszym rzędzie.
Dopiero potem są aspekty tych zdolności czyli wytrzymałość tlenowa, anaerobowa, siła biegowa, wytrzymałość siłowa i moc. Problem w tym, jakich środków i metod adekwatnych do dyscypliny użyć do ich kształtowania. W nordic walkingu dochodzi jeszcze technika, która w zasadniczy sposób determinuje cały proces treningowy. Większość najlepszych zawodników w Polsce wywodzi się z innych dyscyplin, najczęściej z biegów, triathlonu czy kolarstwa. Przez wiele lat ich treningów rozwinęli mocno siłę, wytrzymałość i szybkość. Biegacze weszli w nordic dodatkowo z już dużą siłą biegową, wytrzymałością szybkościową czy mocą. Po doszlifowaniu techniki stali się mistrzami nordic walkingu. A jak wejść na poziom mistrzowski od początku, budując wszystko od podstaw? I tu pojawia się rola instruktora, którego zadaniem jest nauczyć poprawnej techniki chodzenia, bo od tego musimy zacząć.
AS: Zawsze spotykacie się w tym samym miejscu i określonej porze czy działacie spontanicznie?
GN: U nas nic nie dzieje się spontanicznie. Wiemy po co trenujemy, wszystko jest dokładnie zaplanowane. Mamy świadomość, że trenujemy dopiero drugi sezon i musimy gonić tych, co mają już za sobą kilkanaście lub kilkadziesiąt lat treningów (głównie byłych biegaczy). Każdy nasz wspólny trening jest w określonym miejscu i o konkretnej godzinie. Chcąc równać do najlepszych, nie można działać spontanicznie. Jest bardzo duża dyscyplina treningowa, co czasami doprowadza do różnych nerwowych sytuacji ale za to z miesiąca na miesiąc robimy zauważalne postępy i to każdego motywuje do jeszcze cięższej pracy. Nie można cały rok być w szczycie formy, bo jesteśmy tylko ludźmi, a nie maszynami, my celujemy w drugą połowę roku, gdzie jest Osielsko, Czaplinek i parę innych znaczących imprez.
AS: W takim wypadku, co z nowymi osobami – gdy przyjmiecie nowego członka do Ekspedycji, jest on w stanie wdrożyć się bez problemu w tok zajęć?
GN: Z tym jest mały problem, ponieważ nie każda osoba jest w stanie podołać naszym treningom. Zdarzyło się kilka razy, że osoby na początku zainteresowane przystąpieniem do grupy rezygnowały bo nie wytrzymywały reżimu treningowego, tego, że mimo złej pogody trzeba wyjść i zrobić swoje, że wszystkie nasze prywatne sprawy podporządkowane są treningom, że nasze rodziny nie są z tego powodu szczęśliwe, że jest tyle wyjazdów związanych ze startami. Nordic, z którym do tej pory mieli do czynienia, na treningach niewiele ma z nim wspólnego. Poza tym, prywatnie jestem bardzo miłym gościem ale bardzo wymagającym na zajęciach. Nie każdemu to pasuje i zostają tylko najwytrwalsi ;-). Oczywiście treningi odbywają się w bardzo miłej i przyjacielskiej atmosferze ale każdy wie, że nie przejdą żadne półśrodki, wymówki czy własne inwencje. Te osoby, które teraz z nami trenują to nordicowi zapaleńcy, z czego się bardzo cieszę bo razem możemy zajść bardzo daleko.
AS: No dobrze, powiedz mi, co cię motywuje do działania, jeżdżenia na zawody, wspierania ludzi. Nie są to przecież względy finansowe.
GN: Myślę, że chyba nikim nie kierują względy finansowe, bo nie o to w tym chodzi. Mnie motywuje kilka rzeczy. Po pierwsze chęć rywalizacji, którą zawsze miałem we krwi. Po drugie samodoskonalenie się czyli to, że widzę iż moje treningi ciągle powodują progres. To, że moja forma fizyczna jest coraz lepsza, że trenuję więcej i mocniej nić 26 lat temu, to, że rywalizuję jak równy z równym a często wygrywam z osobami młodszymi ode mnie o 20 lat. Po trzecie rozwój drużyny, budowanie od początku czegoś fajnego z ludźmi którzy w większości do tej pory nie mieli do czynienia nic ze sportem To, że moi zawodnicy stają na podium ważnych imprez i z każdym startem poprawiają swoje osiągnięcia, bo nic tak nie cieszy jak widoczne efekty naszej pracy. Poza tym bardzo lubię atmosferę zawodów, gorączkę przedstartową, bezpośrednią walkę, atmosferę po zawodach, spotkania ze znajomymi, wspólne zdjęcia, słowem - towarzystwo. Jest jeszcze jeden motywator – nie wiem czy nie najważniejszy.
Otóż moja ośmioletnia córka zawsze przed wyjazdem zadaje mi pytanie, które miejsce dziś zajmę, ale zanim zdążę zareagować to ona głośno sama sobie odpowiada, że pewnie drugie albo trzecie bo zawsze takie zajmuję.
Więc chciałbym w końcu zmienić ten stan rzeczy i zacząć ją przyzwyczajać do tego, że to będą pierwsze miejsca :-)
AS: W zachodniopomorskim odbywa się rocznie około 30 imprez, na których można wystartować z kijami. Planujesz dorzucić do tego własną cegiełkę i zorganizować coś jako Ekspedycja?
GN: Myśleliśmy o tym już wiele razy bo Szczecin ma fantastyczne możliwości ku temu. Mamy niezliczoną ilość tras dla walkerów, biegaczy czy cyklistów, oraz wspaniałych zawodników takich jak Marek Dołęgowki, Kamil Kliczka czy Danusia Kłaczyńska i grzechem byłoby nie wykorzystać tego. Na razie robię wiele rzeczy aby stać się dużym i cenionym centrum nordic walking w Szczecinie, gdzie tak naprawdę niewiele jest miejsc, w których klient może skorzystać ze szkolenia, poradzić się w kwestiach sprzętowych, kupić kije czy po prostu porozmawiać o wszystkich sprawach związanych z kijami. Plany są dalekosiężne i zobaczymy, co uda się osiągnąć. Organizacja zawodów to duże przedsięwzięcie, Wy, jako Fundacja Chodzezkijami.pl jesteście mistrzami w tej dziedzinie. Musiałbym zasięgnąć waszej rady, jak się do tego zabrać, aby mieć pewność, że wszystko się uda :-)
AS: Dziękujemy serdecznie, staramy się :) Właśnie, a jak w ogóle podchodzisz do rywalizacji w nordic walking? Niektóre organizacje starają się odchodzić od zawodów i stawiają na czystą rekreację. Czy uważasz, że ściganie się szkodzi nordicowi?
GN: Właściwie każda forma przemieszczania się człowieka została zaadoptowana do kategorii rywalizacji. Taką mamy naturę, że wszędzie chcielibyśmy się ścigać i udowadniać swoją wyższość :-). Temu trendowi uległ również nordic walking
Ale na całą sprawę musimy spojrzeć w dwojaki sposób. Nordic w swojej czystej postaci jest idealną formą rekreacji, o której walorach prozdrowotnych wszyscy wiemy i nie będę tu teraz ich wymieniał. Wiadomo, że pozwala pozbyć się kilogramów, poprawia nasze parametry wydolnościowe itp.
Nordic jest tani i można go uprawiać wszędzie przez cały rok. Jest też druga strona medalu – ci wszyscy, którzy całe życie czynnie uprawiali sporty, rywalizowali ale z różnych powodów nie mogą tego kontynuować. I tu nordic otwiera dla nich furtkę, bo pozwala w dalszym ciągu rywalizować na wysokim poziomie jeszcze długie lata.
Dla mnie jest taką właśnie furtką, bo biegać nie mogę, ale chodzić jak najbardziej i to na najwyższych obrotach. Takich osób jest całe mnóstwo a zawody nordic walking dają im możliwość rywalizacji. Pod tym względem nordic idealnie się wpisuje w zawody. Problemem jest natomiast to, że rywalizacja sprzyja naginaniu przepisów i techniki marszu. Chęć wygrania czy zajęcia miejsca na podium czasami jest tak wielka, że zawodnicy zapominają w jakiej dyscyplinie biorą udział. Poza tym prędkości jakie uzyskują najlepsi, nie sprzyjają niestety zachowaniu prawidłowej techniki marszu. Im szybciej chodzimy tym bardziej uboga jest nasza technika. Pół biedy, jeśli zawodnik jest dobrze technicznie wyszkolony, gorzej kiedy brak podstaw a podczas wyścigu zaczynają dziać się różne dziwne rzeczy.
Szczerze mówiąc niewielu jest zawodników z czołówki, którzy idąc tempem np. 6 min/km są w stanie zachować idealną technikę.
Zaczynamy chodzić na kosiarza, nie prostujemy z tyłu łokci, łokcie prowadzimy szeroko, ruch ramion staje się krótki, zaczynamy iść na ugiętych nogach w stylu niemieckich walkerów. To faktycznie odbiega od kanonów techniki nordic walking.
Organizatorzy imprez nordicowych na zachodzie kraju bardzo wyraźnie określili jak powinna wyglądać prawidłowa technika marszu. Widoczne jest to przy okazji cyklu Korona Wielkopolski, gdzie sędziowie dają ostrzeżenia za każde odstępstwo od wzoru. A co jeśli szkoliliśmy się w różnych szkołach? Szkoła LEKI której jestem instruktorem odbiega trochę wzorcem od tego, co promuje m. in. KW. To znaczy, że chodzę źle? Że moja technika jest niepoprawna? Takie rzeczy powinny być uwzględniane bo nie każdy szkoli się w tym samym miejscu. Dodatkowo, jeśli już są obostrzenia, to traktujmy wszystkich równo. To znaczy, że jeśli np. lider Pucharu Polski idzie ze zgiętym łokciem z tyłu i nie dostaje ostrzeżenia, to zawodnik z 5 czy 10 pozycji idąc podobnie, też niech tego ostrzeżenia nie dostaje. A jeśli dostanie, to lider też niech otrzyma to samo. Trudno tu znaleźć złoty środek, bo wszędzie tam, gdzie będzie rywalizacja, będzie dążenie do naginania przepisów. Może rozwiązaniem byłoby obowiązkowe wprowadzenie techniki Fitness, która wymusza długi krok i obszerną pracę ramion w przód i w tył. Ale czy to nie zabiłoby ducha rywalizacji, nie wiem. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć.
Ostatnio przeczytałem artykuł z jakiegoś bloga zatytułowany „Za co nienawidzę nordic walkingu”. Jednym z zarzutów autorki było, jak można się ścigać w dyscyplinie, gdzie tętno osiąga 130 uderzeń/min. Powiem tylko tyle, że my bardzo często trenujemy na progu przemian beztlenowych, nie mamy problemu z osiąganiem tych wartości. Mało tego, wiele razy podczas zawodów osiągałem swoje tętno maksymalne. Na pewno nie każdy jest w stanie od razu zbliżyć się do swoich górnych wartości, ale zapewniam, że zmęczyć można się równie mocno jak podczas biegu
AS: I jeszcze pytanie, które bardzo często pojawia się wśród osób startujących – jak wycisnąć więcej z marszu? Jak pracować ciałem, by iść szybciej?
GN: Oto odwieczna zagadka ludzkości ;-). Nordic walking w swojej formie będzie naturalnie porównywany do chodu sportowego, wiele osób zapewne szukała materiałów i wskazówek, dotyczących tego, co robią chodziarze, żeby poruszać się szybciej. Oczywiście możemy znaleźć wiele analogii, ale nie możemy kalkować wszystkiego w skali 1:1. Z biomechanicznego punktu widzenia jest cała masa rzeczy o których powinniśmy pamiętać aby efektywniej dysponować zasobami energii. Np. kadencja, czyli częstotliwość kroków w jednostce czasu. Gdy obniża się nasza kadencja (tempo pozostaje bez zmian), wzrasta intensywność pracy poszczególnych mięśni. Gdy wzrasta częstotliwość, przy takich samych parametrach, nasz system aerobowy jest nieustannie stymulowany do działania ponieważ mięśnie są zbyt mało obciążone. Inaczej mówiąc, przy niskich wartościach kadencji będziemy czuli zmęczenie przede wszystkim w nogach i ramionach, podczas gdy przy wysokich wartościach zobaczymy różnicę w oddychaniu. A sztuką jest znalezienie równowagi między pracą nóg i ramion jak i w płucach. Kolejna rzecz to ruchy miednicy, przede wszystkim w płaszczyźnie poprzecznej czyli rotowanie jej w przód i w tył podczas marszu. W naturalny sposób wydłużymy nasz krok o 3 – 4 cm, co przy 10 km marszu da nam 300 – 400 m różnicy. W kontrze do miednicy poruszają się barki, co z kolei pozwala zwiększyć zasięg ramion i siłę odbicia. Regulamin np. Korony Wielkopolski zabrania pracy bioder w tej płaszczyźnie choć w wielu publikacjach takie ruchy są sugerowane jako poprawne i właściwe. I na koniec praca stóp – przetaczamy się poprze piętę, śródstopie i palce, z których wybijamy się w przód. Częstym błędem jest wybicie w górę, co powoduje duży ruch środka ciężkości góra – dól, powodując niepotrzebną stratę zmagazynowanej energii na unoszenie naszego ciała. Takich technicznych rzeczy jest sporo i dopiero łącząc wszystko, sprawiamy że nasza technika marszu staje się optymalna. Oczywiście nie możemy zapomnieć o urozmaiconym treningu. Wrogiem progresu jest jednostajność. Chodzenie zawsze tym samym tempem, po tej samej trasie, robiąc tyle samo kilometrów spowoduje, że w pewnym momencie przestajemy się rozwijać. Ważne, abyśmy nasze ciało atakowali z różnych stron różnymi bodźcami.
AS: Dziękuję i do zobaczenia na szlaku!
GN: Pięknie dziękuję za zainteresowanie moja osobą i moja drużyną. I widzimy się już niebawem :-)
Grzegorz Nakonieczny – od 20 lat trener siatkówki i lekkoatletyki, instruktor Międzynarodowej Szkoły Nordic Walking LEKI, trener i zawodnik w Ekspedycja Nordic Team Szczecin.
Odsłon: 15682